Remont Alei Przyjaźni: Labirynt Obietnic

„Czekając na Przyjaźń” – tak mógłbym zatytułować moją codzienną podróż aleją, która powinna symbolizować serdeczność i współpracę. Zamiast tego stała się symbolem niekończącej się opowieści o odroczeniach i oczekiwaniach. Odpowiedź Zarządu Dróg Miasta Krakowa na zapytanie o remont tejże Alei Przyjaźni w Nowej Hucie, to mistrzostwo w sztuce budowania nadziei z jednoczesnym umiejętnym ich odsuwaniem.

Etap Pierwszy: Skrawek Przyjaźni

Zawarte w piśmie informacje są równie wyboiste jak sam asfalt, po którym codziennie podróżujemy. „O, tak,” mówią, „przebudowa była na liście, analizowaliśmy, podzieliliśmy nawet na etapy!” Tak, drodzy mieszkańcy, pierwszy etap zakończono! Tu ślę ojcu tego remontu Staszkowi Morycowi szczere podziękowania – ale co z resztą? No cóż, jesteśmy na liście, a to już coś – choć warte tyle, co obiecanki cacanki. Wszak ograniczone środki finansowe nie pozwalają na więcej. A cały remont, o którym decydować będą dodatkowe środki, wciąż leży w sferze planów. Gdzieś w przyszłości, w nieokreślonej dacie, być może równie mglistej, co poranne mgły nad Dłubnią.

Cena Postępu: Miliony w Mgle

Koszt? Bagatela 5 milionów złotych. Kwota, która dla przeciętnego Kowalskiego brzmi jak abstrakcyjna liczba z teleturnieju. Ale nie martwcie się. Jeżeli pragniemy zmian, a kto ich nie pragnie, wystarczy opracować nową dokumentację projektową (ta stara już jest nieaktualna). I idąc po aktualnym alei Przyjaźni śladzie, w kilka lat – wszystko będzie mogło się zacząć. Choć warto wspomnieć, że przed nią jeszcze w kolejce stoi al. Solidarności, ul. Kocmyrzowska… a przed nimi wszystkimi, wstrzymująca te wcześniejsze, nasza ukochana obwodnica wschodnia S7.

Tymczasem, na bieżąco będzie co trzeba – załatane. A to przypomina pewną znaną nam już od lat grę, w której zawsze pojawia się nowy problem tam, gdzie właśnie jeden został rozwiązany. I tak, w nieskończoność.

Biurokracja: Sztuka Wiecznego Jutra

„Kiedy więc będzie remont?”, pytacie. A ja odpowiadam: Kiedy skończy się gra w cykliczne wpisy na listę. Kiedy znajdą się te mityczne dodatkowe środki. Kiedy przepustowość urzędniczych pieczątek będzie większa niż przepustowość samej Alei. Ale przede wszystkim – kiedy nasza cierpliwość przekształci się w konstruktywną akcję, zdolną przebić się przez biurokratyczną taśmę.

Do tego czasu, miłych podróży po krainie wybojów i nierówności, gdzie tylko numer telefonu do zarządu dróg świeci jasno na horyzoncie jak latarnia, która prowadzi nas… no właśnie, dokąd?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *