Architekt Miasta kreśli przyszłość Nowej Huty – ale czy słucha przeszłości?

W wywiadzie opublikowanym na łamach portalu LoveKraków.pl, architekt miasta kreśli wizję rozwoju nowych obszarów Krakowa — szczególnie w kierunku wschodnim. Słowa o „nowej dzielnicy na wschodzie miasta” brzmią imponująco. Brzmią też… niepokojąco.

Bo czy naprawdę potrzebujemy kolejnej dzielnicy złożonej z szeregowców, marketów i zatopionych w korkach uliczek? Czy ambicja urbanistyczna nie powinna dziś iść w parze z pokorą wobec historii i lokalnej tożsamości? A tej, we wschodnich rubieżach Krakowa, w Branicach, Kościelnikach, Wyciążach, Pleszowie, Ruszczy — nie brakuje.

To nie są „białe plamy” na mapie, czekające na zapisanie wielkomiejskim atramentem. To miejsca z korzeniami sięgającymi średniowiecza, z kapliczkami, stawami, wiejskimi domami i pamięcią o ludziach, którzy żyli tu długo przed tym, zanim ktoś postawił fundamenty pod Nową Hutę, nie mówiąc już o dzisiejszym Krakowie.

Branice, Kościelniki i inne dawne wsie – czy znajdzie się dla nich miejsce w nowoczesnym planie?

Nie jestem przeciwny rozwojowi. Przeciwnie — jestem jego orędownikiem. Ale rozwojowi rozumnemu, budowanemu z mieszkańcami i dla mieszkańców. Nie chcemy dzielnicy-nie-miejsca, w której „plan miejscowy” znaczy więcej niż ludzka historia. Nie chcemy urbanistycznego Frankenstein’a, który zlepi różne sołectwa w bezimienną sypialnię miasta. Nie chcemy przyszłości pisanej betonem, ale korzeniami.

Tożsamość i przyszłość nie muszą się wykluczać. Można rozwijać te tereny w duchu „małych ojczyzn”. Marzy mi się małomiasteczkowa koncepcja rozwoju: każda z dawnych wsi z własnym lokalnym centrum — małym rynkiem, domem kultury, biblioteką, szkołą i przestrzenią wspólną. Z miejscem na festyn, spotkanie, rozmowę i codzienne życie. Z przestrzenią nie tylko do mieszkania, ale do bycia wspólnotą.

Nie chcemy sypialni Krakowa. Chcemy małych ojczyzn z duszą i rynkiem.

Bo wieś przestaje być wsią nie wtedy, gdy wybuduje się pierwszy blok, ale wtedy, gdy przestaje być czyjąś wsią.

Cytat z artykułu LoveKrakow najlepiej oddaje zagrożenie, przed którym dziś stoimy:
„Budujemy nową dzielnicę Krakowa na wschodzie — to brzmi, jakbyśmy byli bardzo bogatym miastem.”
A przecież „bogactwo” to nie tylko budżet i metry kwadratowe. To również — a może przede wszystkim — pamięć, tożsamość i więź z miejscem.

Rozwój tak, ale z szacunkiem – przyszłość budowana z mieszkańcami i dla mieszkańców.

Nadzieja? Jest. Wciąż jeszcze możemy zaprosić mieszkańców do stołu, zanim urbanista narysuje granice i zatwierdzi siatkę dróg. Wciąż możemy postawić na rozwój, który nie dewaluuje dziedzictwa, ale czyni z niego fundament nowoczesności.

Bo przyszłość Krakowa — tak, to wschód i Nowa Huta. Ale jeśli nie chcemy, by była to przyszłość zbudowana na zapomnieniu, musimy dziś pamiętać, że za mieszkańcami tych terenów stoją pokolenia i historie.

Zanim narysujemy przyszłość — posłuchajmy przeszłości.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *