Czy zielone plany Miejskiej Ogrodniczki znajdą wspólny grunt w Nowej Hucie? Jak pogodzi historię z nowoczesnością? Nowa Huta potrzebuje indywidualnego podejścia do zieleni i miejskich mebli.
Dlaczego Nowa Huta to więcej niż tylko zielona dzielnica
Z dystansem podchodzę do wielkich zapowiedzi, ale przyznam – informacja o powołaniu Ogrodniczki Miejskiej w Krakowie wywołała u mnie więcej niż tylko kurtuazyjne skinienie głową. To nowa jakość, która może – jeśli zostanie właściwie poprowadzona – przynieść miastu realną zmianę. Ale wśród prezentowanych planów, zapowiedzi audytów i zazieleniania ulic, jako radny Dzielnicy XVIII Nowa Huta, nie mogę nie postawić kilku istotnych znaków zapytania.

Meble miejskie: wspólna estetyka czy lokalna tożsamość?
Zacznijmy od mebli miejskich – katalog, o którym mówiła Pani Ogrodnik, ma przynieść spójność i estetykę przestrzeni publicznej. Brzmi sensownie. Ale czy znajdzie się w nim miejsce na wyjątkowość? Czy dopuszcza się myśl, że Nowa Huta – szczególnie ta „stara”, zaprojektowana z pietyzmem i określonym stylem – nie powinna zostać ujednolicona? Czy też ma być w tej samej estetyce, co pozostałe dzielnice? Mam nadzieję, że nie. Bo przecież historyczne ławki, kosze na śmieci, latarnie i inne elementy nowohuckiej architektury miejskiej są częścią oryginalnej i spójnej wizji urbanistycznej.
Zieleń projektowana z głową – czyli o pielęgnacji, nie o przypadkowości
Idąc dalej: zieleń. Tak, Nowa Huta jest zielona – ale to zieleń wyjątkowa. Nie spontaniczna, lecz zaplanowana. Nie tylko użytkowa, ale symboliczna. To zieleń, która miała nieść ideę – harmonii między budynkiem a drzewem, między blokiem a kwietnym klombem, ulicą i rabatą. I o ile dziś, w niektórych miejscach, drzewa rzeczywiście przerosły nie tylko swoje czasy, ale i techniczne możliwości ich utrzymania, to wciąż wymaga ta przestrzeń podejścia indywidualnego, nie schematycznego.
Przedogródki, stare wieszaki i donice: codzienność, która zasługuje na szacunek
W Nowej Hucie mamy dziesiątki przedogródków, które są nieformalnie pielęgnowane przez mieszkańców – z czułością, z tradycją, z poczuciem odpowiedzialności. Dla urzędów to często niewidzialne enklawy – ale dla nas to dziedzictwo. Mamy też elementy, które może i nie znalazły się w miejskim katalogu architektury, ale są jego częścią. Jak choćby stare wieszaki na pranie. Czy to nie właśnie takie detale powinny być zachowane, a nie bezrefleksyjnie usuwane?

Mam też nadzieję, że – skoro mówimy o Parku Kulturowym Nowa Huta – pojawią się dedykowane dla niego projekty donic, które będą możliwe do legalnego ustawienia w przestrzeni publicznej. Bo dziś bywa, że bardziej przeszkadza się mieszkańcom w działaniach prospołecznych i estetycznych, niż się ich wspiera.
Spacer zamiast narady – zaprośmy Ogrodniczkę Miejską do Huty
Wszystko to prowadzi mnie do jednej, bardzo konkretnej propozycji: zaproszenia Pani Ogrodnik Miejskiej na spacer po Nowej Hucie. Nie oficjalne spotkanie przy stoliku z prezentacją, ale spacer. Ulicami, podwórkami, pomiędzy ławkami i żywopłotami, gdzie najlepiej widać, co Nowa Huta myśli o zieleni. I co ta zieleń znaczy dla ludzi.
Zmiana jest potrzebna – ale nie każda zmiana jest dobra. Potrzebujemy rozwiązań mądrych, elastycznych i… wrażliwych. A w tym jestem gotów pomóc. Jak nie słowem, to właśnie takim spacerem.